Etos pracy zanika. Wystarczyło jedno pokolenie, 25-30 lat, by młodzi ludzie – wychowani we względnym dobrobycie wypracowanym w pocie czoła przez ich rodziców – przestali dostrzegać związek przyczynowo-skutkowy między sumienną pracą a dostatnim życiem. Kultura masowa wmawia im, że mają się „samorealizować”. Fajnie. Każdy by tak chciał. Ale nawet antyczni filozofowie mogli rozmyślać sobie w gajach oliwnych o niebieskich migdałach tylko dlatego, że od roboty mieli niewolników. No chyba, że wybrali żywot ascety lub żebraka.
Mass media i niektóre środowiska polityczne lansują wzorzec społeczno-kulturowy, według którego młodym ludziom wygodne życie się po prostu należy. Mieszkanie prawem, nie towarem, bezwarunkowy dochód podstawowy, róbta, co chceta, czy krótszy tydzień pracy (za tę samą kasę), bo przecież „maszyny same produkują” i „wzrosła wydajność”. Etos pracy jest podkopywany ze wszystkich stron. Następuje jego szybka erozja.
Tymczasem to, że nazwiemy coś „prawem człowieka”, nie sprawi, że to coś pojawi się samoistnie i w nieograniczonych ilościach. Różnej maści ideolodzy sączą ludziom tę truciznę już od kilku wieków. Zawsze z tym samym skutkiem: ostatecznie trzeba zmusić kogoś, by wyprodukował dobra, których potrzebujemy. Bo dobrobyt można albo wypracować, albo ukraść. O ile dobra nie zaczną produkować się same, na co się nie zanosi, to przy starzejących się społeczeństwach europejskich trzeba będzie drastycznie podnieść podatki tym, którym jeszcze chce się pracować. Widzimy to już zresztą w Polsce, gdzie transferuje się owoce pracy tych, którym chce się bardziej, do tych, którym chce się mniej albo wcale.
No właśnie. Ostatnie 7 lat niestety pogłębiło tę tendencję. Socjale, rozdawnictwo, dofinansowania, język pogardy wobec przedsiębiorców, zachęcanie do rozpasanej konsumpcji i życia ponad stan zamiast roztropności i budowania kapitału. Jeśli obecne trendy się utrzymają, to ostateczną konsekwencją tego będzie upadek tzw. umowy społecznej, czyli że młodzi pracują na starszych. Młodym coraz mniej się chce, a starszych szybko przybywa, więc jest to proces (prawdopodobnie) nieodwracalny. Nie ma bowiem woli politycznej, by przeprowadzić gruntowne reformy w najważniejszych obszarach funkcjonowania państwa i promować etos pracy zamiast go niszczyć. A pamiętajmy, że emerytury i renty to największa pozycja w budżecie właściwie każdego państwa w Europie. Socjal tylko przyspiesza nadchodzącą katastrofę, bo jeszcze bardziej obciąża pracę młodych, którym już teraz niezbyt się chce. Partia, która w danej chwili rządzi, podrzuca ten gorący kartofel kolejnej. I tak w kółko. Aż nie będzie już czym dzielić. Nastąpi przesilenie – być może burzliwe – z którego wyłoni się nowy konstrukt społeczny…
Źródła zdjęć: Lola Audu, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0>, via Wikimedia Commons
Polub bloga na Facebooku: Polityczny Bączek
Zostaw komentarz